Mogłabym napisać dużo o tym jak cierpię i jak mi źle. Ale po co, skoro jest spekulacyjnie dobrze i wszystko toczy się biegiem dnia codziennego. Więc czy jest sens cokolwiek zmieniać, jeśli jest okej? A jeżeli nadarza się okazja do przewrócenia życia o 180 stopni i pokonanie ogromnego wyzwania , to czemu nie spróbować? Takie przygody to z jednej strony radość i strach, a z drugiej nie chęć i ucieczka myślami od pomysłu. Lecz czemu nie? Może okaże się,że takie rzucenie na głęboką wodę nauczy więcej pokory niż codzienne stąpanie. Niestety podjęcie decyzji o zmianie, która często łączy się z wielką odwagą jest ciężkie pewnie dla każdego.
Ja muszę podjąć jedną, najważniejszą decyzję w moim życiu. Nigdy nie myślałam,że będę musiała tak wybierać. Ale, mam nadzieje,że wszystko rozwiąże się samo bo na samą myśl o podjęciu jednej decyzji mam mętlik w głowie. Mówię o ucieczce z tego zaśnieżonego kraju, daleko, bez jakiejkolwiek znajomości i z wielką barierą językową - Australia, państwo kangurów i ciepła. Dostałam propozycje zrealizowania siebie, zaczęcia wszystkiego od początku. Niestety łączy się z tym wiele wyzwań, czyli zostawienie wszystkiego co mam tutaj, w Warszawie- rodzina, szkoła i przyjaciele. To mi przez myśl nie przechodzi,że mogłabym moich najbliższych zostawić na taki długi czas samych. Doskonale zdaję sobie sprawę,że taka przygoda jest czymś niezapomnianym i cudownym, nauczy mnie wiele i otworzy świat, lecz najzwyczajniej w świecie, boje się!
Mam jeszcze trochę czasu na zastanowienie się. Ale zegar tyka... a ja chyba nie mam nad czym myśleć.
Naprawę nie mogę sobie wyobrazić mojej tęsknoty za słowem i dotykiem mężczyzny, którego kocham.
Poza tym, tyle gadania a wychodzi jak zawsze... czyli brak realizacji ze względu na budżet (albo to i usprawiedliwienie przed tchórzostwem)
życzę trochę ciepła
agatha